Czekałam z publikacją tego wpisu. Liczyłam, że jak dziewczynki dłużej pochodzą do szkoły, to będę miała więcej ciekawostek do opowiedzenia. Jednak nie ma na co czekać, bo mój wywiad przez ostatni tydzień wyglądał tak:
– Jak było w szkole?
Tosia: – Fajnie.
Mela: – Może być.
Kilka dni temu nastąpił przełom i Mela stwierdziła: – Wiesz mama, od dziś już w szkole nie jest „może być”, tylko „fajnie”.
Zdaję sobie sprawę, że na tak sformułowane pytanie jedyną inną odpowiedzią, jaką mogłam uzyskać to ”źle”. Więc w sumie fajnie, że fajnie! 😉
A przechodząc do sedna, we wpisie opowiem do jakiej szkoły w Portugalii zdecydowaliśmy się posłać dzieci. Czym kierowaliśmy się podczas wyboru placówki. I o wrażeniach (poza tym, że „fajnie”) po pierwszych tygodniach nauki w portugalskiej szkole.
Jaką szkołę w Portugalii wybraliśmy dla dzieci?
W poprzednim wpisie pisałam o powodach, dla których zrezygnowaliśmy z edukacji domowej za granicą – Zalety i wady edukacji domowej.
Po analizie, rozmowach ze znajomymi, kilku wizytach w szkołach i rozmowach z dyrekcją i nauczycielami zdecydowaliśmy się posłać dziewczynki do publicznej szkoły portugalskiej.
Publiczna szkoła w Portugalii, skąd ta decyzja?
W Algarve w okolicy, w której mieszkamy mieliśmy do wyboru wiele placówek szkolnych. Portugalską szkołę publiczną, różnego typu portugalskie szkoły prywatne m.in. z pedagogiką waldorfską, szkołę międzynarodową prowadzoną po angielsku …
Z jednej strony duży wybór to zaleta. Z drugiej strony im więcej możliwości, tym trudniejsze i bardziej czasochłonne jest podjęcie decyzji.
Co ostatecznie zadecydowało o wyborze portugalskiej placówki publicznej?
Kwestie finansowe. Koszt prywatnej szkoły w Portugalii.
Szkoły prywatne w Algarve są drogie. Koszt w placówce, w której były jeszcze miejsca, zaczynał się od 6 tys euro za rok nauki jednego dziecka, czyli 500 euro miesięcznie. W tańszych (nieznacznie) szkołach nie było miejsc. W jednej z nich zostaliśmy wpisani na 109 miejsce na liście rezerwowej. Jak można się domyślić jeszcze nikt się do nas nie odezwał 😉
Lokalizacja szkoły
W miejscowości, w której mieszkamy kilka kroków od domu jest publiczna szkoła portugalska. Pozostałe placówki są w pobliskich wioskach lub miasteczkach. Konieczny byłby codzienny dojazd, czyli dodatkowy koszt plus czas.
Co pomogło nam w podjęciu decyzji?
Prawda jest taka, że na decyzji o wyborze szkoły nie zaważył ani koszt, ani codzienna wizja dojazdów. Decyzję podjęliśmy po rozmowie z dyrekcją publicznej szkoły.
Wśród znajomych w Portugalii nie mieliśmy nikogo, kto by posłał dzieci do szkoły publicznej. Zanim wybraliśmy się na rozmowę z dyrekcją mieliśmy wyobrażenie, że w szkołach publicznych uczą się jedynie dzieci, które znają język portugalski. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna.
Podczas rozmowy z dyrekcją dowiedzieliśmy się, że:
- w publicznych portugalskich szkołach w Algarve naukę zaczyna bardzo dużo dzieci różnych narodowości często nieznających języka portugalskiego,
- nauczyciele mają doświadczenie z pracą z dziećmi nieznającymi języka portugalskiego (ani żadnego innego, którym mogą się porozumieć z nauczycielem),
- uczniowie przyzwyczajeni są do poznawania i pomagania dzieciom, które dopiero zaczynają się uczyć języka.
Dokładnie na tym nam nam zależało! Po tej rozmowie, biorąc pod uwagę koszt prywatnych szkół i ich odległość od domu, decyzja była już bardzo prosta.
Wystarczyło jeszcze przejść przez cały proces papierologii (etap porównywalnie ciężki do decyzji 😉 a tak poważnie to ten najmniej przez nas ubiany). Odbyć kilka wizyt w urzędach oraz w placówce medycznej i dzieci zostały wpisane na listę uczniów w portugalskiej szkole publicznej.
Wrażenia po pierwszych tygodniach nauki w szkole w Portugalii
Tak jak pisałam we wstępie, według dziewczyn jest „fajnie”! Dziewczyny ekspresowo się zaklimatyzowały. Byłam przygotowana na ciężki miesiąc (takie początki pamiętam z przedszkola), co okazało się niepotrzebne. Cały ten stres był niepotrzebny. Ale łatwo sobie takie wnioski wyciągać po czasie 😉
Tośka potrzebowała jednego dnia, Mela trzech, żeby iść i wracać ze szkoły z radością.
Tośka pierwszego dnia poznała Maję, z Rumunii, z którą bardzo się polubiły. Melcia po kilku dniach oznajmiła:
– Mama, mam już w szkole przyjaciółkę.
– Wspaniale! Jak się nazywa?
– Nie wiem.
Następnego dnia dowiedziałam się, że przyjaciółka to Miriam, z Portugalii. Tydzień później Mela niezwykle radosna po szkole powiedziała:
– Wiesz mama, dziś zaczęłyśmy z Miriam rozmawiać!
– Ooo, a co robiłyście przez ostatni tydzień?
– … nie wiem. Nie rozmawiałyśmy.
– Rozumiem (wcale nie ;)). A w jakim języku teraz rozmawiacie?
– Nooo we wszystkich …
Wiecie do jakiego doszłam wniosku po tych szkolnych przygodach? Że, to co nam dorosłym wydaje się inne, trudne i skomplikowane, dla dzieci w wieku 6 i 9 lat jest po prostu kolejną nowością w ich krótkim życiu pełnym wciąż nowych wyzwań.
A kolejny wniosek po niespełna czterech tygodniach edukacji, jest taki, że nieważne czy dzieci chodzą do szkoły w Polsce czy w Portugalii, tak samo często chorują. 3,5 tygodnia chodzenia do szkoły, a my już walczymy z drugim wirusem …